Start Soborzyce 5-5 LKS Kamienica Polska

Start Soborzyce 5-5 LKS Kamienica Polska

To co się działo na tym meczu to coś niesamowitego. Takiego spotkania kibice w Soborzycach nie widzieli bardzo dawno, nawet bym zaryzykował stwierdzenie, że to był najbardziej emocjonujący mecz w historii Naszej drużyny od czasów jej reaktywacji w 2006 r. Licznie zgromadzona tego dnia publiczność nie dość, że mogła zobaczyć aż 10 bramek to w dodatku była świadkami niesamowitej pogoni za wynikiem. Ciężko będzie oddać emocje jakie towarzyszyły tego dnia na stadionie jednak postaram się to zrobić najdokładniej jak potrafię. Zacznijmy więc od początku...

Trener Artur Mysłek mógł skorzystać w tym dniu z 15 zawodników. Zabrakło jedynie Mariusza Nowaka oraz Dawida Urbańskiego, który pauzował z powodu czerwonej kartki otrzymanej jeszcze w poprzednim sezonie. Dawid będzie już do dyspozycji trenera od następnego spotkania, ponieważ był to już ostatni mecz kary nałożonej przez związek na naszego bramkarza.

 

Możemy śmiało powiedzieć, że początek spotkania należał do drużyny z Kamienicy Polskiej. Najlepiej o tym świadczy wynik. Po 20 min. gry przegrywaliśmy już 0:3... Pierwsza bramka padła w 12 min. po zagraniu ręką w polu karnym przez Artura Mysłka. Nasz grający trener zablokował strzał nogą, jednak piłka na tyle niefartownie odbiła się od jego stopy, że trafiła go w rękę a sędzia bez wahania wskazał na wapno. Przemysław Sikora pewnie uderzył z 11 metra nie dając żadnych szans na obronę strzału Błażejowi Kosiniowi.
Nim zdążyliśmy ochłonąć po straconej bramce było już 0-2. Próba krótkiego rozegrania rzutu wolnego przez Artura Mysłka została odczytana przez jednego z rywali, który przejął piłkę i zagrał prostopadle do napastnika. Ten stanął oko w oko
z naszym bramkarzem, przegrywając to starcie. Niestety po raz kolejny nie mieliśmy szczęścia, gdyż piłka po obronie Błażeja trafiła do Bartosza Hacasia, który strzałem z za pola karnego trafił do siatki a futbolówka po drodze odbiła się jeszcze od słupka. 
W 20 min. meczu goście zdobyli kolejną bramkę. Błąd w kryciu naszej drużyny wykorzystał Przemysław Sikora dochodząc do prostopadłego podania, które bez problemu zamienił na swoją drugą bramkę w tym meczu. 
Start nie miał za bardzo pomysłu jak zagrozić bramce kamieniczan. Przełamanie nastąpiło dopiero w 32 min. kiedy Damian Sztymala posłał piłkę w uliczkę do Jakub Wodzisławskiego. Strzał Kuby nogami obronił Mateusz Maciński, jednak piłka po tej sytuacji trafiła do Sebastiana Łopuszyńskiego a ten już nie miał problemów ze skierowaniem jej do siatki zdobywając gola na 1-3.
Kiedy wszyscy myśleliśmy, że powoli wracamy do gry, co szczególnie było widać po większym zaangażowaniu naszych zawodników zobaczyliśmy coś co bardzo rzadko można zobaczyć na meczach piłkarskich. Bramkarz gości, wspomniany już wcześniej Mateusz Maciński wykopał piłkę na naszą połowę w celu uruchomienia jednego ze swoich zawodników. Zagrał ją na tyle mocno, że ta przelobowała próbującego ją złapać na skraju pola karnego Błażeja Kosinia. Nasz młody bramkarz źle ocenił lot piłki co skutkowało stratą kolejnej bramki. Na jego usprawiedliwienie musimy dodać, że ma dopiero 17 lat, uczy się powoli "swojego fachu" i był to dopiero jego 5 mecz w podstawowym składzie. Nie tacy tracili w ten sposób bramki i tutaj pierwsze co przychodzi do głowy to słynny mecz Polska - Kolumbia z 2006 roku.
Nasi zawodnicy nie załamali się tą sytuacją, dążąc za wszelką cenę do zdobycia jeszcze jednego gola przed przerwą. Udało im się to w 42 min. kiedy piłka po rzucie z autu przez Michała Grabowskiego trafiła do Artura Mysłka. Ten mimo, że był plecami do bramki skierował ją głową na dalszy słupek zdobywając bramkę na 2-4 i rehabilitując się tym samym za błędy z początku meczu. 

 

Druga połowa to już prawdziwa jazda bez trzymanki. Nasi zawodnicy od początku meczu rzucili się na kamieniczan jakby jutra miało nie być. Pierwsze efekty tego przyszły już w 51 min. kiedy nasz kapitan Tomasz Piekacz najlepiej odnalazł się
w zamieszaniu w polu karnym zdobywając bramkę na 3-4. Był to już kolejny gol tego dnia po dobrym wyrzucie autu
z naszej strony, tym razem za sprawą Mateusza Kłosa. 
Na następną bramkę kibice zgromadzeni przy Strażackiej 6 musieli co prawda czekać aż do 80 min. jednak w tym czasie też nie mogliśmy narzekać na nudę. Wpuszczony w 60 min. Norbert Struski zaczął siać popłoch swoją szybkością
w defensywie rywali, a to przełożyło się na jego kolejną bramkę w barwach naszej drużyny w roli "jokera" wchodzącego
z ławki. Do prostopadłej piłki dość szczęśliwie doszedł Kamil Sztymala, jednak w tej sytuacji górą okazał się bramkarz rywali parując piłkę po jego strzale do boku. Tutaj świetnie odnalazł się Norbert dochodząc do odbitej piłki i z ostrego kąta trafiając do siatki, dając nam tym samym remis 4-4. 
Podopiecznych Artura Mysłka to jednak nie zadawało. Czując, że mogą wygrać ten mecz ciągle atakowali. W 88 min. po raz kolejny wykorzystaliśmy naszą najgroźniejszą broń tego dnia czyli... wyrzut z autu. Michał Grabowski rzucił piłkę na dalszy słupek bramki gości a tam akcję idealnie zamknął Jakub Szyda zdobywając bramkę na 5-4 i wprowadzając tym samym naszych kibiców w euforię. 
Goście nie mając nic do stracenia rzucili się do huraganowych ataków. Jeszcze w normalnym czasie gry jeden
z zawodników naszych rywali trafił piłką w słupek co uchroniło nas od straty gola. Niestety w doliczonym czasie gry mieliśmy już mniej szczęścia. Faul w okolicach swojego pola karnego nigdy nie jest dobrym pomysłem, tym bardziej
w takiej chwili. Do piłki ustawionej w okolicach 22 metra podszedł Przemsyław Sikora i świetnym strzałem, który "musnął" jeszcze poprzeczkę doprowadził do wyrównania 5-5. 
Po tej akcji sędzia zakończył mecz. 

 

Cóż, możemy powiedzieć, że nasza drużyna spisała się słabo remisując już niemal wygrany mecz. Jednak ja, jak i chyba znaczna większość osób która była świadkami tego widowiska powie, że zaprezentowali się świetnie. Pomimo przegrywania zarówno 0-3 jak i 1-4 nie dość, że chłopaki się podnieśli i nawiązali walkę to jeszcze swoją determinacją
i charakterem doprowadzili do remisu a nawet przez chwilę prowadzenia. Niestety w samej końcówce zabrakło trochę szczęścia ale cóż, taka jest już piłka. Nie zawsze da się wygrać. Ogromne brawa dla całego naszego zespołu za to czego wczoraj dokonał! 

Start Soborzyce 5-5 (2-4) LKS Kamienica Polska
0-1 12'' Przemysław Sikora (rzut karny)
0-2 15'' Bartosz Hacaś
0-3 20'' Przemysław Sikora
1-3 32'' Sebastian Łopuszyński (as. Jakub Wodzisławski)
1-4 39'' Mateusz Maciński
2-4 42'' Artur Mysłek (Michał Grabowski)
3-4 51'' Tomasz Piekacz
4-4 80'' Norbert Struski (Kamil Sztymala)
5-4 88'' Jakub Szyda (Michał Grabowski)
5-5 93'' Przemysław Sikora

Skład Startu Soborzyce:
Kosiń Błażej - Mysłek Artur, Lara Michał, Grabowski Michał (90'' Grabowski Piotr), Kłos Mateusz - Piekacz Tomasz, Wodzisławski Wojciech, Łopuszyński Sebastian, Wodzisławski Jakub, Sztymala Damian (60'' Struski Norbert) - Sztymala Kamil (81'' Szyda Jakub)
 

Komentarze

Dodaj komentarz
do góry więcej wersja klasyczna
Wiadomości (utwórz nową)
Brak nieprzeczytanych wiadomości